Varia

Wysmarowane relacje

Relacja z IV zjazdu Akademii Teatru Alternatywnego

Zjazd IV
W labiryncie

2–6 grudnia 2015
Wrocław, Instytut im. Jerzego Grotowskiego

Na wstępie znów muszę uprzedzić, że relacja jest pisana z „drobnym”, trzymiesięcznym poślizgiem, podobnie jak w wypadku relacji z II i III zjazdu. Ale nic to. Obiecuję (sobie i Magdzie Grendzie, która mnie poprosiła wraz z Moniką Blige do autorskiego relacjonowania zjazdów) pisać już, na ile to możliwe, na bieżąco. Tyle tytułem wstępu.

Był to jeden z najbardziej konkretnych, rzeczowych i intensywnych zjazdów. Oczywiście z uwagi na upływ czasu (strach pomyśleć, ile będę pamiętał z tych czterech dni za rok albo za lat dziesięć!) nie potrafię przytoczyć, co działo się podczas konkretnych sesji warsztatowych, choć wydaje mi się, że poprzypomina mi się coś w trakcie pisania. Uczestnicy Aty mieli cudowną możliwość spotkania się z niesamowitą aktorką Ditte Berkeley z Teatru ZAR oraz kultową postacią – Theodorosem Terzopoulosem oraz jego uczniem Savvasem Stroumposem.

Zerkając w program, uświadomiłem sobie, że z Ditte mieliśmy łącznie jedenaście godzin warsztatów w ciągu trzech pierwszych dni zjazdu, a każda minuta wydawała mi (nam) się całkowicie wykorzystana i przemyślana. Z Ditte miałem okazję spotkać się parę miesięcy wcześniej w Szczecinie, na warsztatach prowadzonych przez nią w Teatrze Kana. Wypracowany przez nią warsztat o tytule Opowieść głosu (Pieśń, która mówi) zakładał piękną podróż po świecie dźwięku i ruchu. Przez trzy dni sesji z jedną z założycielek Teatru ZAR „masowaliśmy podłogę”, uwalnialiśmy głos, będąc w parze ze ścianą oraz śpiewaliśmy pieśni na trzy głosy, poznane podczas pierwszych antropologicznych podróży ZARu po Gruzji, zaczynając zawsze od słynnego „Di, Di, di” wypowiadanego przez Ditte do ustalenia tonacji każdego głosu przed rozpoczęciem pieśni. (Już zaczynam żałować, że tak mało pamiętam! Liczę na notatki prowadzone w trakcie warsztatów przez Martę Mikułę.) Pamiętam dużą wrażliwość przy wprowadzaniu ćwiczeń fizycznych oraz niesamowity słuch Ditte przy wykonywaniu przez pochłoniętych melodiami Atowiczów pieśni. Nie pamiętam, jak to było możliwe, by na małej przestrzeni Sali Prób pomieścili się wszyscy uczestnicy – ponad trzydzieści osób. Wielki ukłon w Twoją stronę – od całej Aty – Ditte! Dziękujemy za wspaniały czas i serce wkładane w teatr i ludzi z nim związanych.

Eduardo González Cámara

W piątek usłyszeliśmy prezentację Moniki Blige na temat działalności Instytutu Grotowskiego o tajemniczym tytule Jak złapać pstrąga. W luźnej rozmowie dowiedzieliśmy się o początkach pracy Moniki w Instytucie oraz o jej ważnej, aktualnej roli w jego funkcjonowaniu, a także o praktycznie samodzielnej pracy przy wydawnictwie Instytutu. W konkluzji nawiązała do tytułu prezentacji mówiąc, iż pstrąga można złapać tylko w czystej wodzie (do czego to porównanie konkretnie nawiązywało, to broń mnie Boże, ale znów nie pamiętam!). Na wieczór przenieśliśmy się do Rynku, do Sali Kinowej, gdzie inauguracyjny wykład, Obrazy ponad wszystko, rozpoczynającej się kolejnej edycji Otwartego Uniwersytetu Poszukiwań (OUP) prowadził młody i przystojny (dziewczyny wzdychały) dr Piotr Olkusz. Okazało się, iż Atowicze nie są najmocniejsi w słuchaniu akademików mówiących na temat teorii teatru – powstało kilka zdjęć upamiętniających przysypiających w pierwszych rzędach uczestników. Sam wykład i mnie w końcu pokonał. To zapewnie zmęczenie po warsztatach! Chociaż wystąpienie dało do zastanowienia, jak do teatru współczesnego coraz mocniej zaczyna przenikać obraz, nierzadko dominując nad przestrzenią sceniczną gigantycznymi projekcjami czy kilkumetrowymi didaskaliami jak np.: u Warlikowskiego.

Eduardo González Cámara

W sobotę rozpoczęliśmy warsztaty, a raczej „liznęliśmy” podstaw autorskiej metody pracy Theodorosa Terzopoulosa nauczanej w Grecji oraz szkołach aktorskich na całym świecie! Pracę prowadził jego wieloletni asystent Savvasa, który wyglądał dosłownie jak jeden z wiecznie młodych greckich herosów z wyrzeźbionym ciałem, mocną szczęką i kręconymi, czarnymi lokami (kobiety znów wzdychały). Czego Savvas nie powiedział, to dopowiadał – jak mawiał Savvas – „Mister Terzopoulos”, który bacznie przyglądał się praktykowanym przez nas ćwiczeniom, podchodząc do Atowiczów i korygując wszelkie niedokładności w powtarzaniu skodyfikowanych ćwiczeń. Jakby miał rentgena w oczach. Drugim asystentem oraz tłumaczem greckiej pary był obecny na warsztatach Przemek Błaszczak, który jak się okazało często współpracuje z mistrzem. Metoda „Pana Terzopoulosa” opiera się na konkretnych ćwiczeniach oddechowych, gdzie mówiąc najprościej, mocny impuls z brzucha (w gruncie trzech punktów składających się na trójkąt) powoduje wdech przez otwarte usta i nos do głębi przepony, a długi wydech odbywa się przez ściśnięte usta z dźwiękiem „sss”. Kombinacji związanych z techniką oddechową połączonych z napinaniem, rozciąganiem i naciąganiem ciała zdawało się nie być żadnego limitu. Ostatnie ćwiczenie w niedzielę polegające na szybkich, półokrągłych ruchach bioder w przód i w tył w połączeniu z uniesionymi rękami w górze, w wykonaniu niektórych uczestników wyglądało jakby trafili na dyskotekę, a nie na warsztaty z teatralnym mistrzem, co powodowało tłumiony śmiech.

Eduardo González Cámara

Żałowałem tylko, że nie było czasu, żeby zapoznać się z metodami pracy nad tekstem klasycznym, z których słynie Terzopoulos. Podczas sobotniego obiadu zostałem lekko skarcony przez niego, gdy opowiedziałem mu, że w swoim teatrze piszemy autorskie scenariusze. Przy niedzielnym spotkaniu rozwinął wątek i nawiązał do naszej sobotniej rozmowy, podkreślając ważność pracy na klasycznych tekstach i morzu znaczeń, motywów i prawd, jakie artysta ma w nich do odnalezienia. Wielki szacunek dla jego pracy i osoby! Prawdziwy mistrz! Może jak uzbieram kiedyś kilkaset euro, to uda mi się przyjechać latem na warsztaty do jego szkoły.

Eduardo González Cámara

W sobotnie popołudnie odbyliśmy także spotkanie z Markiem Janikowskim, pod, po raz kolejny raz tajemniczym i niecodziennym, tytułem spotkania, Jak wydoić krowę. Jak się okazało Marek współpracował z Danielem Jacewiczem, goszcząc za czasów swego wójtowania w Srebrnej Górze Teatr Brama. Obecnie Marek pomaga nam przy organizacji festiwalu w Kamieńcu Ząbkowickim, odpowiada za kontakt z władzami lokalnymi. Z dużą dozą humoru opowiadał o problemach w relacjach z władzami lokalnymi, obalał mity dotyczące naszego myślenia na temat ważności wykonywanej przez nas misji, przedstawiał ruralną rzeczywistość i realia budżetowe, a także podrzucał wypróbowane sposoby na to, „jak wydoić krowę, by za mocno nie ryczała”, odwołując się oczywiście do pozyskiwania funduszy na swoją działalność kulturalną. Na koniec spotkania przeprowadził z udziałem trzech „chętnych” osób symulację spotkania z miejscową władzą w sprawie dotacji na działania teatru i objaśniał rezultaty spotkania. Genialne!

Eduardo González Cámara

Wieczorem przeszliśmy ze Studia Na Grobli do Sali Teatru Laboratorium, gdzie w ramach Sezonu Mistrzów” mieliśmy okazję obejrzeć (1. grupa, bo 2. była przewidziana na niedzielę) spektakl w reżyserii chwalonego przeze mnie Greka pt. Mauzer. Tytuł nawiązywał oczywiście do broni palnej z okresu I i II wojny światowej. Samo przedstawienie nawiązywało do wydarzeń z Rewolucji Październikowej w Rosji. Widownia, obejmująca zaledwie dwa siedzące naprzeciwko siebie rzędy ław, była wkomponowana w scenografię i w założeniu publiczność była świadkami odbywającego się procesu na zdrajcach narodu rosyjskiego, którzy porzucili swoją broń w trakcie rozruchów. Wyłaniające się głowy trójki oskarżonych z nieruchomym wzrokiem i charakterystycznym głosem płynącym z trzewi aktorów całkowicie przykuwały uwagę widowni. Widoczny montaż i cięcia tekstu nadawały spektaklowi dobre tempo. Polski skład spektaklu, z Przemkiem Błaszczakiem jako jednym z oskarżonych, stanął na wysokości zadania. Po spektaklu jedliśmy kolację na ogromnym świątecznym jarmarku rozstawionym wokół rynku. Do wyboru smażone ciasto z kurczakiem lub innymi dodatkami (nazwy nie pamiętam oczywiście) lub jakieś tam inne ciasto dla wegetarian (opcjonalnie na własny koszt nalewki z naturalnych składników, które potrafią łączyć uczestników lepiej niż niejedne warsztaty).

To chyba najważniejsze z zapamiętanych przeze mnie wydarzeń. Naprawdę jeden z mocniejszych zjazdów. Ata ma naprawdę silny start! Ale trzeba pamiętać, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Piszę tą relację po VII zjeździe i jeszcze mocniej zaczynam doceniać te już przeżyte.